środa, 7 stycznia 2015

Schowaj swój miecz, debilu

   Wiem, że kiedyś walczyłeś z tym wewnętrznym pragnieniem. Ręka drżała Ci niemal tak samo jak panu Zdzisiowi z parkinsonem. Z tą różnicą, że on jest stary i ma podłą przypadłość, a w Tobie po prostu zakiełkowała głupota. No, ale mam nadzieję, że jednak nie, że się powstrzymałeś. Że nie wyjąłeś długopisu, nie zdjąłeś skuwki i nie napisałeś na szkolnej czy uczelnianej ławce pięknego i soczystego chuja.


   Siedziałam wczoraj na łóżku i skutecznie próbowałam powstrzymać się od otworzenia wina i zalania smutku związanego z powrotem na uczelnię. Okej, oprócz tego połykałam stronę za stroną książki, która jest jedną z lepszych rozwojówek, jakie ostatnio czytałam. Ale o niej kiedy indziej. Kiedy tak żałośnie przejmowałam się rzeczą, która tego przejmowania w ogóle nie wymagała, przyszedł mi do głowy pomysł na dzisiejszy wpis. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będę mogła "na świeżo" podać przykłady do tematu. Od razu ostrzegam - jeśli jesteś jedną z tych osób, które sieją kurwy na lewo i prawo (czytaj: nie widzą nic złego w pisaniu na czym popadnie), zamknij to okno. 

   Dobrze, ja też kiedyś (jezu, zamierzchłe czasy podstawówki) coś na ławce napisałam. Tak. Wzór na pole trójkąta, ołówkiem. Bo był potrzebny do sprawdzianu. A potem go starłam. Natomiast nie wiem, jak bardzo ograniczeni umysłowo muszą być ludzie, którzy na kawałku drewna toczą zażarte dyskusje na temat, czy Pogoń Parzęczew Wielki jest bardziej kozacka od Ruchu Stare Świniary. Albo czy matka (nikt nigdy nie wie, o czyją chodzi) jest kurwą. To wszystko okraszone rysunkami herbów wcześniej wspomnianych drużyn. Niejednokrotnie rysowane przez osobników z talentem upośledzonego dziecka. Ach, nie zapominajmy o klasykach. Penisy. Czasem zastanawiam się, czy oni (oni, bo jednak w większości widziałam i słyszałam, że to właśnie męska część społeczności uwalnia w ten sposób swoje stłamszone emocje) kiedykolwiek skierowali wzrok w dół. Mam wrażenie, że jedna połowa o penisach słyszała od ziomków z ośki, a druga przeczytała w jednym z katolickich pism, że coś takiego istnieje, ale nikt nigdy nie dowiódł rzetelności tego źródła. No cudownie.

   A mogłoby być tak pięknie. I nie mówię tutaj o sterylnie czystych ławkach, bo nie jestem pedantką czy jakąś pieprzniętą strażniczką czystości niczym Małgorzata R. Jak by to było, gdyby wszystkie chuje i kurwy zastąpić jakimiś motywującymi cytatami z dobrych książek? Jak by to było, gdyby za rysowanie wzięli się jednak ci bardziej utalentowani, niekoniecznie kaleczący Myszkę Miki ze swastyką na czole? Albo do cholery niech już jakieś wzory ludzie piszą na tych ławkach. Byle wyraźnie. Ale nie - zniżajmy się do poziomu ameby i chwyćmy w dłonie swoje miecze, którymi są długopisy, i zmieniajmy świat na tak bardzo spłycony i żałosny. Bo to nie wymaga myślenia, a przecież tak wielu osobom sprawia ta czynność niewyobrażalną trudność. To już nawet serca przebite strzałą były lepsze. Szkoda, że odeszły już do lamusa.


PS Po prostu kiedyś świeżo namalowany kutas odbił mi się na białym rękawie bluzki i mam uraz do końca życia.
Read More

niedziela, 4 stycznia 2015

2015 czasem zmian


   Pierwsza jest już mocno widoczna. Poprzedni layout na alniac.com (wcześniej jeszcze na domenie Bloggera) był tutaj ponad dwa lata, jeśli moja jeszcze dość młoda pamięć mnie nie myli. Zrobiłam go sama i byłam z niego cholernie dumna, ale od pewnego czasu chodziły mi po głowie myśli o zmianach. Chciałam czegoś prostego, przejrzystego, minimalistycznego, czystego, a do tego klasycznego. Niby nic trudnego, a jednak przez dobre kilka tygodni nie mogłam dojść do tego, czego stricte oczekuję. I wreszcie znalazłam coś, co spełnia niemalże wszystkie moje wymogi i wizje.


   Ja wiem, że wielu ludzi zaczyna nowy rok z górą postanowień i zapałem (często słomianym). Dowodem może być wypowiedź pewnej właścicielki siłowni i studia fitnessu z Warszawy, która wczoraj w Radiu Zet przyznała, że na początku stycznia co roku jest zatrzęsienie klientów, natomiast po trzech, czterech tygodniach miejsca takie jak na przykład siłownia pustoszeją.
Znacie Tomka Tomczyka? Nie? Może Kominek Wam coś podpowie. Już coś świta? Dobrze, więc przejdę do brzegu. Ten facet, który na przełomie zeszłego i obecnego roku zastosował mały/duży rebranding (niepotrzebne skreślić w ramach uznania) na swoim nowym blogu zamieścił dość długi tekst. Nie lubię długich tekstów, bo zwykle po trzecim akapicie jestem już znudzona i wyłączam zakładkę szybciej, niż o tym pomyślę. Z Tomkiem było inaczej, bo odkąd pamiętam, odkąd pierwszy raz weszłam na Kominek.es, każdy tekst czytałam do ostatniej kropki. To nie znaczy, że wszystkie były wybitne i zmieniały moje życie (bo i nie takie są chyba zamiary Tomczyka). Po prostu gość ma podobny sposób myślenia o życiu, jakkolwiek poważnie to właśnie nie zabrzmiało. No i podobne poczucie humoru. Ale wracaaając. Tekst, o którym wspomniałam kilka zdań wcześniej, jest o tematyce, jaka jest podejmowana przez dużą część blogosfery na początku stycznia każdego roku - o marzeniach, postanowieniach, życiowych zmianach. JasonHunt, bo taką marką obecnie posługuje się Tomczyk, wspomniał o regule Tylko Jeden Rok. Pozwolę sobie go zacytować, a cały tekst jest do przeczytania pod »tym linkiem«.
"Reguła Tylko Jednego Roku sprowadza się do prostej idei: przed tobą 365 dni, w trakcie których musisz rozpocząć realizację wszystkich marzeń.
Wszystkie zapisujesz, jeden pod drugim i – teraz najważniejsze – ustalasz datę, kiedy rozpoczniesz realizowanie każdego z nich.
Jeśli nie jesteś w stanie ustalić daty, nie zapisujesz tego marzenia. 
Jeśli czegoś nie jesteś w stanie zacząć w ciągu 365 dni, nie zapisujesz tego.

Jeśli to coś, czego już raz się podjąłeś i poniosłeś porażkę, nie zapisujesz tego.
Z tego względu na starcie odpadają typowe noworoczne postanowienia o trzymaniu diety, zdrowym trybie życia czy znalezieniu miłości. Na te bzdury zrób sobie osobną listę. 
Dopóki lista nie będzie pusta, 366. dzień w twoim życiu nie istnieje. Nie możesz zaplanować niczego ani na ten dzień, ani na kolejne."
Całkiem trafne. Całkiem wiarygodne. Chyba spróbuję, bo w końcu po coś kupiłam ten notes, w którym mam zapisywać rzekomo złote myśli.

I już wiem, że oprócz książki Lekko Stronniczy. Jeszcze więcej muszę kupić Bloger i Social Media.
Read More

czwartek, 1 stycznia 2015

poniedziałek, 29 grudnia 2014

postanawiam postanowić



SPOILER ALERT - wpis był pisany w nocy, ale w trakcie komputer odmówił posłuszeństwa, więc zakończenie dopisywane było później, dziesięć godzin później.   

   Właściwie już się kładłam, ale poczułam przypływ tego, co ludzie nazywają pospolicie weną. Za 11 minut wybije godzina trzecia, czyli niestety nie udało mi się zrealizować planu przywrócenia się do normalności. Cóż, gdyby to była pierwsza rzecz, której nie doprowadziłam do skutku, może byłabym zdziwiona. Dziś znów zasnę zbyt późno. Niestety. A pobudka z kurami.

   Święta, Święta i po Świętach. Każdy zdycha z przejedzenia. Przypominają się słowa mamy sprzed kilku dni "nie jedz tego, to na Święta", kiedy właśnie o uszy obijają się krzyki "zjedz to, bo się zepsuje!". U sąsiadów za oknem dalej Las Vegas w pełni, śnieg trochę nieśmiało pojawił się dwa dni temu, żeby już całkowicie stopnieć. Ale co za rogiem? Czyżby Sylwester? Czy to czasem nie zwiastuje nowego roku? Ach tak, to ten mityczny moment, kiedy wszystkie kobiety nagle zaczynają chudnąć (a przynajmniej chcą), mężczyźni zmieniają się w kopie Lazara Angelova (a przynajmniej to powtarzają zawzięcie, pijąc piwo przed telewizorem), a babcie... A babcie są szczęśliwe, bo mają w dupie postanowienia noworoczne. Postanowienia noworoczne.

   Nie próbuj zaprzeczać. I tak wiem, że Ty też kiedyś miałaś (lub miałeś; nadal liczę, że jakaś część moich czytelników to wysocy i przystojni mężczyźni niczym Ryan Gosling) postanowienia noworoczne. I dokładnie wiem, że zdarzyło Ci się ich nie dotrzymać. To zdarza się każdemu z nas. Jak ospa wietrzna w dzieciństwie. W tym momencie padł mi laptop, ładowarka w pokoju rodziców, a pisanie z telefonu jest wybitnie niewygodne, więc wrócę tutaj z samego rana. Mam nadzieję, że mój mózg nie wywietrzeje do tego czasu. 

   A może w tym roku Ci się uda? Co Ty na to, żeby jednak dotrzymać stawianych sobie obietnic? Przecież to nie nikt inny tylko Ty je sobie ustanawiasz. Może spróbuj postawić sobie poprzeczkę nieco niżej? Wzrasta wtedy prawdopodobieństwo, że Ci się uda. Gwarantuję, że kiedy usiądziesz za dwanaście miesięcy w fotelu i zauważysz zmianę, będziesz zadowolony jak nigdy wcześniej. Będziesz zadowolony z siebie.

Read More

sobota, 20 grudnia 2014

Blogmas, dzień 6

   Kursor miga od dziesięciu minut i nadal nie wiem, co mogłabym napisać. Wczoraj sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej, przez co byłam wyłączona z życia przez pół dnia i całą noc. Tyle myśli na raz, że głowa pęka. Nie wiem, czy coś tu dzisiaj będzie. Może poczekam jeszcze kwadrans i coś mi wpadnie do głowy. Możliwe, że jutro będzie ciekawiej, bo zamierzam zaczerpnąć trochę świątecznej atmosfery poza Tomaszowem.



   Pogoda nas dzisiaj nie rozpieszcza. To coś, co dzieje się za oknem, ani trochę nie przypomina śniegu i mrozu. Okropny wiatr, który psuje fryzury niewinnym kobietom, nie jest atrybutem Świąt. Mżawka, która wdziera się w każdy zakamarek twarzy, psując i tak już delikatny makijaż, też nie jest mile widziana. Gdzie są Święta, ja się pytam? Wiem, że Święta to nie pogoda. Wiem, że Święta to nie tematyczna muzyka, ale niestety jestem tym typem człowieka, który nie potrafiłby w pełni ich odczuwać, dajmy na to, na Florydzie. Australijskie palmy też by mnie nie zadowoliły. Święta to miłość, ciepło (ale to wewnętrzne), rodzina i właśnie świąteczna aura, którą można ukradkiem dostrzegać za oknem. Wracając wczoraj do domu w duchu kpiłam z tego, co puszczają radiostacje. Last Christmas? Serio? Lubię tę piosenkę, ale kiedy ekrany nad drogą wskazują 11 stopni na plusie, to brzmi ona jedynie komicznie. Let it snow (...) tym bardziej. 
Ach, nie wierzę, że kiedyś na moim blogu będę mogła porównać siebie do tonącego z przysłowia tonący brzytwy się chwyta. Nie sądziłam, że moją brzytwą będzie temat o pogodzie. Seriously.


   A kursor dalej miga. Pora na mnie. Obym jutro obudziła się z większym spokojem wewnętrznym i większymi pokładami kreatywności. Dobranoc.
Read More

czwartek, 18 grudnia 2014

Blogmas, dzień 4

   Wiecie, że za dwie godziny jest piątek, piąteczek, piątunio? A wiecie, że mam już wolne? A wiecie, że w związku z tym dużo wolnego czasu? Dlatego dzisiaj będzie długo i spróbuję tym zrekompensować wczorajszą pustkę. Ale wracając jeszcze do dnia dzisiejszego, to o 19:00 miała miejsce PSUEK-owa Wigilia. Generalnie nie byłoby w tym fakcie nic nadzwyczajnego, bo okres przedświąteczny w szkołach, na uczelniach, w firmach to czas takich oto właśnie spotkań, ale było kilka momentów, w których zrobiło mi się niezmiernie miło i aż nie wiedziałam, co powiedzieć. Na przykład wtedy, kiedy Artur życzył mi sukcesów w blogowaniu (pozdrawiam Cię, o!) :) Ach, no i dziękuję za to, że aż pięć osób życzyło mi budzika. Mam nadzieję, że akurat te życzenia spełnią się w stu procentach.

   Przejdę teraz zwinnie od rzeczy miłych i przyjemnych do czegoś, co ogólnie nie sprawia mi problemu (niestety) w sieci, czyli do swego rodzaju ekshibicjonizmu. Zostałam otagowana przez ciocię ebi w tym filmie do zrobienia TMI, czyli Too Much Information. Zapnijcie pasy, bo pytań jest aż 50, co jest pięciokrotnością doskonałej dziesiątki.

1. Co masz na sobie?
Aż mi się przypomniał ten fanpejdż na fejsie ciuchy po domu czy jakoś tak. Ano, bo na sobie mam ciuchy po domu.

2. Czy kiedykolwiek byłaś zakochana?
Nie sądzę, bo rozumiem, że bycie zakochanym w sobie się nie liczy?

3. Czy miałaś okropne rozstanie?
Nie. Na szczęście.

4. Jak wysoka jesteś?
Wystarczająco, żeby nie musieć prosić się o podanie czegoś z najwyższej półki w kuchni. I wciąż niższa od Maczka. I wciąż niższa od... zdecydowanie zbyt małej ilości mężczyzn.

5. Ile ważysz?
Za dużo.

6. Tatuaże?
Są spoko. Sama bym sobie jakiś zrobiła, ale boję się bólu, więc musiałabym być mocno pijana, żeby dobrowolnie pójść do studia tatuażu, a z drugiej strony połączenie tatuaż plus alkohol to złe połączenie.

7. Kolczyki?
Też lubię. Mam cztery dziurki w uszach, chciałabym zrobić sobie tragusa, ale ponownie - boję się bólu. Inne miejsca na piercing... Nie dla mnie, ale u innych mi nie przeszkadza.

8. OTP - One True Pairing?
Hmm... Tutaj musiałam się mocno zastanowić, którą parę wybrać na tę najbardziej "och" i po dłuższej kalkulacji jest nią Ian Somerhalder i Nikki Reed. Mimo całej mojej miłości do Iana.

9. Ulubiony program?
Aktualnie Once Upon A Time, chociaż z czasem było ostatnio słabo i zatrzymałam się w pewnym momencie. No, ale Święta za pasem, więc będzie okazja nadrobić.

10. Ulubiony zespół?
O losie. Co za pytanie. Bon Jovi ponad wszystko, zawsze i wszędzie, w nocy o północy. Kocham, ale zaraz za nimi plasuje się The Baseballs.

11. Coś, za czym tęsknisz?
Tęsknię za moim dzieciństwem i dorastaniem w Czarnej Górze.

12. Ulubiona piosenka?
Płytę x Eda Sheerana znam od dawna, ale dzisiaj usłyszałam w radiu pewną piosenkę i urzekła mnie do granic możliwości - Thinking Out Loud.

13. Ile masz lat?
Wystarczająco, by móc kupić sobie piwo i zarazem zbyt mało, by zrobić prawo jazdy na ciężarówkę. Gdzie tu sprawiedliwość?

14. Znak zodiaku?
Jestem baranem, jakkolwiek źle to nie brzmi.

15. Cecha, której szukasz u partnera?
Rozumiem, że cechy fizyczne odstawiamy na bok (bo o tej wiedzą chyba wszyscy, którzy mnie znają)? Zatem szukam niebanalnego poczucia humoru, które znowu jest objawem inteligencji, więc wszystko się zgadza.

16. Ulubiony cytat?
Nie wiem, kto to powiedział, czy napisał, ale podoba mi się niezmiennie od kilku lat: "There is nothing more erotic than a good conversation."

17. Ulubiony aktor?
Jeden? Serio? To jak zaprowadzić dziecko do sklepu z zabawkami i powiedzieć mu, że może sobie wybrać tylko jedną. To po prostu barbarzyństwo, ale patrząc w górę, to mogę wymienić Somerhaldera, o.

18. Ulubiony kolor?
Jestem wierna czerni tak samo, jak Pablo jest wierny mojemu sąsiadowi. Czyli czasem zdarza mi się na mały wybryk i zakładam coś innego.

19. Muzyka głośno czy cicho?
Głośno. Bardzo.

20. Co robisz, kiedy jesteś smutna?
Jestem smutna jeszcze bardziej, a potem idę spać.

21. Jak długo bierzesz prysznic?
Myślę, że w pół godziny średnio się wyrabiam, ale bywa różnie. To zależy, czy biorę ze sobą do łazienki telefon i słucham muzyki. Wtedy śpiewam i czas się wydłuża.

22. Jak długo zbierasz się rano?
To drażliwy temat ostatnio. To zależy, CZY BUDZIK RACZY ZADZWONIĆ.

23. Biłaś się kiedyś?
Myślę, że zdarzyło się kiedyś, że mój brat nie chciał mi czegoś oddać, więc doszło do rękoczynów, ale od dawna nie stosuję tej metody. Wolę mentalny szantaż.

24. Co Cię podnieca?
Mózg. Mózg i zarost.

25. A odrzuca?
Nie ma chyba takiej jednej rzeczy, która by mnie za każdym razem odrzucała.

26. Powód, dla którego zaczęłaś blogować?
Właśnie uświadomiłam sobie, jak dużo czasu minęło od daty założenia mojego pierwszego bloga. A było ich kilka. Skupiając się jednak na tym konkretnym, którego właśnie czytasz, to miało to miejsce bodajże w 2009 albo 2010 roku i wydaje mi się, że natchnęła mnie do tego moja ówczesna (i zarazem obecna nadal) znajoma Allison.

27. Czego się boisz?
Boję się myszy. I pająków. I odrzucenia.

28. Ostatnia rzecz, która sprawiła, że się rozpłakałaś?
Jestem typem człowieka, który płaczem reaguje na przykład na złość i o ile mnie pamięć nie myli, to kilka dni temu miała miejsce właśnie taka sytuacja, że coś mnie mocno rozzłościło i poleciało kilka łez.

29. Kiedy ostatni raz powiedziałaś komuś, że go kochasz?
Kilka godzin temu przez telefon bliskiej mi osobie.

30. Znaczenie Twojego blogowego "imienia"?
Temat wałkowany za każdym razem, kiedy ktoś dowiaduje się, że prowadzę bloga. Nie pamiętam momentu, w którym wymyślałam tę nazwę, ale jak mniemam al odnosi się od początku mojego imienia, a niac... Cholera wie. Na pewno jest c zamiast k, bo miało być amerykańsko.

31. Ostatnia książka, którą przeczytałaś?
Czytałam ostatnio kilka książek, więc w sumie nie wiem, którą skończyłam jako ostatnią, a nie chce mi się ruszać tyłka do Kindla, który leży na półce w drugim końcu pokoju.

32. Książka, którą czytasz obecnie?
Biografia Jobsa.

33. Ostatni program, jaki oglądałaś?
Liczą się vlogi na Youtube? Nie? To Once Upon A Time.

34. Ostatnia osoba, z którą rozmawiałaś?
Najpiękniejsza i najzdolniejsza ciocia ebi!

35. Relacja między mną a osobą, do której wysłałam ostatniego smsa?
Ha! Znamy się od prawie trzech lat, wie o mnie strasznie dużo i wczoraj widziałyśmy się po dwóch i pół roku przerwy. Kasia, uwielbiam Cię!

36. Ulubione jedzenie?
Studenckie życie zweryfikowało tę kwestię - spaghetti.

37. Miejsce, które chcesz odwiedzić?
Stany, Stany i jeszcze więcej stanów w Stanach.

38. Ostatnie miejsce, w którym byłaś?
Kampus UEK-u, ZaUEK konkretniej.

39. Czy jesteś kimś zauroczona?
Tak. Jak zawsze :D

40. Ostatni raz, kiedy kogoś całowałaś?
Żegnałyśmy się dzisiaj z Agatą na dworcu po 22:00. Było smutno i rozstaniowo.

41. A kiedy byłaś obrażona na kogoś?
W sumie nie pamiętam. Staram się odrzucać od siebie negatywne emocje tej kategorii, więc albo problem rozwiązuję, albo go nie ma.

42. Ulubiony smak słodyczy?
Ponad słodkie wolę kwaśne.

43. Na jakim instrumencie grasz?
W moim przypadku grasz to za dużo powiedziane, ale z akordami na gitarze dam sobie radę.

44. Ulubiona biżuteria?
Lubię kolczyki, lubię naszyjniki i to by było na tyle.

45. Ostatni sport, jaki uprawiałaś?
Siatkówka, choć żałuję, że nie mogę napisać "taaaak, byłam na stoku, snowboard, jeeee". No cóż, mam nadzieję, że niedługo.

46. Ostatnia piosenka, jaką śpiewałaś?
Wyżej wspomniana "Thinking Out Loud" Eda Sheerana.

47. Ulubiony tekst na podryw.
I tutaj mam ochotę wspomnieć o mistrzu suchego podrywu, którego inicjały to M. N.
Kasztan to klasyk, ale kilka dni temu powstał nowy klasyk i kocham go całym serduszkiem:
- Co było zadane z polskiego?
- Eee... co?
- Nic, w liceum zawsze tak zagadywałam do ładnych chłopców. Zawsze działało.

48. Czy kiedykolwiek go używałaś?
O. To pytanie zbiło mnie z tropu. Nie, ale nigdy nie mów nigdy.

49. Kiedy ostatni raz się z kimś "bujałaś"?
"Po mieście" jak mniemam? Ciągle się bujam, także ciężka sprawa.

50. Kto powinien teraz odpowiedzieć na te pytania?
Każdy, kto ma za dużo czasu (ponad godzinę!).



   Ok, więc kiedy już zmarnowałam godzinę swojego życia, mogę iść się pakować, bo jutro wracam na swoją prowincję. Mam nadzieję, że śnieg w końcu raczy spaść i świąteczne piosenki w radiu nie będą brzmieć dalej tak komicznie, jak brzmią do tej pory. Pa!
Read More

środa, 17 grudnia 2014

Blogmas, dzień nijaki

   Witam po raz trzeci. Witam w ten piękny dzień, jakim jest środa. Witam sfrustrowana jak nigdy. Jeśli ktoś mi wyjaśni, jak to możliwe, że budzik nie zadzwonił akurat tego dnia tygodnia któryś raz z rzędu, to stawiam piwo. Dwa, ewentualnie osiem. 

Dzisiaj wpisu nie będzie. Przygotujcie się na jutro.
Read More